sobota, 15 października 2016

Epilog

Teoretycznie nie pasowali do siebie , ale praktycznie nie widzieli poza sobą świata

***

Dni w Norwegii mijają coraz szybciej. Już dawno zapomniałam, jak toczy się życie tutaj. 
Uśmiecham się, upijając łyk malinowej herbaty z tekturowego kubka, rozglądając się dookoła. Mój wzrok zatrzymuje się na drzwiach, które za każdym razem otwierają się z nieprzyjemnym dźwiękiem.
- I jak było? - pytam, dostrzegając bruneta
- Nijak - wzdycha, wrzucając torbę na tylne siedzenie samochodu - Wracajmy do mieszkania - mówi, na co przytakuję. 
Podchodzę do kosza, do którego wyrzucam puste opakowanie i zajmuje miejsce na przednim siedzeniu samochodu. Zapinam pasy i wyjeżdżam z parkingu. 
- Nie chodzisz o kulach, a to już dobry prognostyk - mówię, zmieniając biegi
- Może - wzrusza ramionami, spoglądając w boczną szybę - Kiedy wracasz do Polski?
- Na razie się tam nie wybieram - odpowiadam, zatrzymując się na czerwonym świetle 
Skoczek wzdycha ciężko, ale się nie odzywa. Po około piętnastu minutach jesteśmy już na miejscu. Wysiadam jako pierwsza i obserwuję ruchy skoczka.
- Dam radę - wzdycha, otwierając tylne drzwi i zabierając z siedzenia torbę, którą przewiesza przez swoje ramię.
- Będę jutro o tej samej porze - mówię , kiedy kieruje się w stronę drzwi
Przytakuje głową, a ja wzdycham ciężko. Chowam dłonie w kieszeniach kurtki i kieruje się w stronę domu cioci.
- I co z nim? - wita mnie głos Markusa
- Nijak. Nie potrafię już do niego dotrzeć - mówię, odwieszając kurtkę na wieszaku 
Poprawiam materiał swetra i wchodzę w głąb domu. Szatyn wzdycha ciężko, podążając za mną. 

*

Poniedziałek. Wtorek. Środa. Czwartek. Piątek. Każde z tych dni nie różni się niczym od pozostałych. 
Uważnie obserwuję skoczka, który siedzi bez słowa na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora. 
- Powiedz to - mówię po chwili, a brunet spogląda na mnie kątem oka
- Co?
- Powiedz, że nie chcesz żebym tutaj była - odpowiadam, odstawiając kubek na blat stołu
Skoczek uśmiecha się krzywo, spoglądając na mnie.
- Nie chcę żebyś tutaj była - mówi, spoglądając prosto w moje oczy
Zagryzam skórę policzków od środka i przytakuję głową. Kieruje się w stronę korytarza, w pośpiechu się ubierając. Oczy mimowolnie zachodzą mi łzami, ale nie odwracam się za siebie i po prostu wychodzę z mieszkania. Przyspieszam swój krok, a później po prostu biegnę w stronę domu cioci, wpadając w niego ze sporym impetem. Z trudem łapię oddech, zatrzaskując za sobą drzwi. Wspinam się po schodach, ocierając policzkach. Wchodzę do pokoju i od razu łapię w dłonie walizkę, którą odrzucam na łóżko. Pakuję swoje ubrania, lekceważąc spływające po policzku łzy. 
Po godzinie wychodzę z domu i zamówioną wcześniej taksówką jadę na lotnisko. 

*

Ciągnąc za sobą walizkę, przechodzę przez budynek lotniska, omijając stojących na mojej drodze ludzi. Zagryzam wargi, spoglądając na ekran, który okazuje opóźnienie mojego lotu. Wzdycham ciężko i zajmuje miejsce na plastikowym krzesełku.
- Iza - słyszę krzyk, ale lekceważę go
Wracam wzrokiem na swój telefon, wystukując sms-a do przyjaciółki.
- Dobrze, że cię złapałem - słyszę jego zmęczony głos i przyspieszony oddech
- Nie musiałeś - prycham, chowając telefon do kieszeni kurtki
- Nie chcę żebyś jechała - mówi, lekceważąc moje słowa - Zostań ze mną - układa dłoń na moim kolanie, na co spoglądam na nią zaskoczona - Kocham cię - mówi cicho, a ja spoglądam niepewnie w jego oczy.
Zagryzam wargi , czując jego ciepłą dłoń na policzku.
- Zostań - szepcze, muskając go równie ciepłymi wargami - Nie zostawiaj mnie - przytula mnie do siebie


Dwa lata później

Z uśmiechem spoglądam w stronę szczytu skoczni, kiedy znajome nazwisko wykrzykuje koreański spiker. Ukrywam czerwony od zimna nos w materiale szalika, obserwując na telebimie , jak skoczek przygotowywuje się do skoku. Zaciskam mocno dłonie, kiedy sunie wzdłuż rozbiegu i wzbija się w powietrze. Skubię, spierzchnięte od ciepłego oddechu wargi, obserwując jego nienaganną sylwetkę w locie. Kiedy ląduje na zeskoku, wokół roznosi się krzyk spikera. 
Uśmiecham się szeroko, klaszcząc w dłonie. 
- Mamuś - mówi dziewczynka, ciągnąc za materiał mojej kurtki - Co sie  dzieje? - marszczy nosek, na co uśmiecham się, przykucając przed nią
- Tatuś wygrał słonko - całuję ją w skroń - Biegnij do niego 
Dziewczynka przytakuje i biegnie w stronę bruneta, który pojawia się za bandami. Prostuję się, spoglądając z uśmiechem , na to jak podnosi Idę na ręce. Dziewczynka obejmuje go rączkami wokół szyi, a skoczek szybko odszukuje wzrokiem mnie i kieruje się z Idą w moją stronę.
- Udało się - szepcze, opierając swoje czoło o moje - Wygrałem - dodaje, muskając czule moje wargi



KONIEC 


Od autorki : Koniec nie spodziewany nawet dla mnie. Po prostu czułam, że to zakończenie i ten moment jest odpowiedni. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. Dziękuję za obecność, za każdy komentarz. Mam nadzieje, że podobała się wam ta historia, która swoją fabułę można powiedzieć zmieniała z każdym rozdziałem. Dziękuję jeszcze raz i bardzo mocno za to, że chcieliście czytać to opowiadanie. Jest mi bardzo miło i mam nadzieje, że przy kolejnej historii nadal będziecie przy mnie. Jeszcze raz dziękuję. Nie lubię pożegnań, więc przepraszam z góry. Do zobaczenia przy następnej historii i u was ;*

środa, 5 października 2016

Jedenasty


Dałabym ci wszystko,  co mam. A gdybyś potrzebował więcej, zdobyłabym to i dała ci

***


- Będę za tobą tęsknić , mała - słyszę za swoimi plecami
Uśmiecham się blado, dopinając zamek walizki.
- Ja za tobą też - podchodzę do szatyna i mocno wtulam się w jego ciało 
Ocieram policzek o bawełniany materiał jego koszulki, czując gromadzące się w kącikach oczu łzy.
- Teraz kolej żebyś ty odwiedził mnie - podnoszę głowę nieznacznie i spoglądam w jego oczy
- Na pewno to zrobię - ściera kciukiem mój policzek - A teraz chyba musimy jechać - dodaje
Przytakuję głową i ocieram policzki, wychodząc z pomieszczenia. Spoglądam przez swoje ramię, uśmiechając się nikle, kiedy dostrzegam Markusa , idącego za mną z moim bagażem.
- Bardzo dziękuję za gościnę - zwracam się w stronę kobiety, która mocno mnie do siebie przytula
- Nie ma za co kochanie - całuje mnie w policzek - Mam nadzieje, że szybko się to powtórzy
- Z pewnością - przytakuję
Żegnam się z wszystkimi domownikami i ruszam z szatynem na lotnisko. Po godzinie siedzę już w samolocie, spoglądając przez nie wielkie okienko. Zagryzam wargi, przyłapując się na myślach o skoczku. Przymykam oczy i mimowolnie widzę na ich wewnętrznej części jego uśmiechniętą twarz, która znika wraz z podniesieniem się powiek...


Parę miesięcy później


Z niedowierzaniem wsłuchuję się w informację, którą słyszę w radiu. Z trudem udaje mi się utrzymać szklankę z herbatą w dłoni, a oczy same zachodzą łzami. Przełykam z trudem ślinę, kręcąc przecząco głową i powtarzając sobie w myślach, że to niemożliwe.
Uśmiecham się blado, kierując w stronę salonu. Odkładam kubek na szklany stolik, przeglądając internet, aż w końcu na jednym z portali trafiam na podobną informację.
Kamienieję w bezruchu, obserwując fotografię chłopaka na szklanym ekranie, czytając po raz kolejny o tym, co wydarzyło się parę lat wcześniej. Zagryzam wargę , odwracając wzrok. Bardzo dobrze pamiętam, jak mi o tym opowiadał. Ile bólu zawierał jego głos kiedy wspominał każdy dzień z tamtego czasu.
Kręcę głową, chcąc się pozbyć tych wszystkich myśli. Podnoszę się z miejsca, podchodząc do drewnianej komody, z której zabieram swój telefon. Pośpiesznie odszukuję w spisie połączeń pożądany numer, chwilę później wsłuchując się w dźwięk sygnałów jeden, drugi, trzeci...
- Halo?
Przełykam z trudem ślinę, opierając się ramieniem o ścianę przy kominku.
- Markus - wzdycham cicho, zagryzając wargi i opadając na wygniecione miejsce w fotelu - To prawda? - mój głos się łamię.
Przez dłuższą chwilę panuje cisza, której nienawidzę coraz mocniej.
- Tak - odpowiada nagle, tak.
Wciągam powietrze, czując spływające po policzku łzy. Mimo tego co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej, obiecałam sobie, że gdy tylko będzie w potrzebie, nigdy go nie zostawię, że nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobił i kim stał się przez kilka dni, które spędziłam w Norwegii.
- Przylecę jak najszybciej się da - odpowiadam, kierując się w stronę sypialni.
Od razu podchodzę do wielkiej szafy, z której wyciągam podróżną walizkę i rzucam ją na łóżko, po omacku kierując w jej stronę pojedyncze części swojej garderoby.
- Iza , ja nie wiem czy to jest dobry pomysł - wzdycha - On nie chce się z nikim widzieć, nawet...
- Nie kończ - zagryzam skórę policzków - Obiecałam, że nigdy go nie zostawię. Mam zamiar dotrzymać słowa.


*

Mrużę oczy, starając się odszukać w tłumie turystów sylwetki przyjaciela. Uśmiecham się blado na jego widok, pośpiesznie podchodząc w jego stronę. Szatyn odwraca się w połowie mojego kroku, odwzajemniając gest i przenosząc okulary na czubek głowy. Nie czeka na to, aż znajdę się przy nim i pośpiesznie skraca dzielący nas dystans, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Układam dłonie na jego barkach, zamykając oczy.
- Miło cię widzieć, mała - odsuwa się z szerokim uśmiechem.
Marszczę brwi, a wtedy daje mi pstryczek w nos, a co spoglądam na niego przez przymrużone powieki.
- Ile razy Markus? - wzdycham , przeczesując włosy - Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie mówił do mnie, mała?
- Już dobrze - odpowiada poważnie - Nie będę, jedziemy? - pyta, na co przytakuję głową.
Szatyn zabiera moją walizkę i wspólnie kierujemy się w stronę wyjścia z lotniska.



*

Przez dłuższą chwilę wpatruje się w znajomy budynek przez szybę samochodu szatyna. Nie potrafię nawet na moment spokojnie złapać oddechu, nie mówiąc już o wykonaniu gestu ręką, która od dobrej chwili spoczywa na klamce.
Wzdycham ciężko, spuszczając głowę i wbijając mętne spojrzenie w czubku swoich butów. W duchu dziękuję, że Markus się nie odzywa i po raz kolejny nie odciąga mnie od tego pomysłu. Powinnam być tutaj już dawno temu. Powinnam go wspiera tak, jak on to robił kiedy tylko tego potrzebowałam.
- Idę - mówię i w końcu opuszczam czarne audi.
Poprawiam materiał swojego ubrania , zmierzając w stronę domku. Pukam kilka razy w wewnętrzną stronę drzwi, czekając aż ktoś mi otworzy.
Wzdycham zrezygnowana, odwracając się i rozkładając ramiona w stronę siedzącego w samochodzie szatyna. Ostatni raz spoglądam za swoje plecy , ruszając w kierunku samochodu, ale wtedy drzwi się otwierają.
- Iza?
Uśmiecham się blado, odwracając na pięcie i przytakując głową.
- Po co przyszłaś? - pyta, a ja z trudem przełykam ślinę, starając się złapać oddech.
- Obiecałam ci, pamiętasz? - pytam cicho - Obiecałam , że zawsze przy tobie będę, kiedy będziesz tego potrzebował, więc jestem.
Skoczek spogląda na mnie beznamiętnym spojrzeniem, ale po chwili odsuwa się na bok. Rzucam spojrzenie Markusowi, który uruchamia silnik i po chwili odjeżdża. Kiedy wracam wzrokiem na przedsionek, nie dostrzegam już w nich skoczka.
Wzdycham ciężko i zamykam za sobą drzwi. Niepewnie wchodzę w głąb korytarza, dostrzegając bruneta, siedzącego na kanapie.
- Po co przyjechałaś? - ponawia pytanie, chociaż nie do końca jestem pewna czy ono padło
- Odpowiedziałam ci już - siadam niepewnie w fotelu, wpatrując się w niego - Dlaczego się tak zachowujesz? - pytam, a jego wargi wyginają się w krzywym uśmiechu
- Jak?
- Izolujesz  się od wszystkich - wzdycham
- Może nie mam ochoty z nikim rozmawiać ani się spotykać? Nie mogę?
Przełykam z trudem ślinę, łapiąc oddech.
- Martwię się.
- Nie musisz - odpowiada od razu - Zwalniam cię ze wszystkich słów - dodaje, na co kamienieję
- Kenneth...
- Nie czuj się do niczego zobowiązana - przerywa i podnosi się z miejsca, kierując w stronę kuchni


Od autorki : Już 11 rozdział, a koniec niestety coraz bliżej. Zastanawiam się nad wyborem wersji epilogu, ale pewnie to wszystko wyjdzie w przysłowiowym "praniu". Postaram się nadrobić zaległości w komentowaniu. Pozdrawiam i do następnego ;*

Obserwatorzy