sobota, 15 października 2016

Epilog

Teoretycznie nie pasowali do siebie , ale praktycznie nie widzieli poza sobą świata

***

Dni w Norwegii mijają coraz szybciej. Już dawno zapomniałam, jak toczy się życie tutaj. 
Uśmiecham się, upijając łyk malinowej herbaty z tekturowego kubka, rozglądając się dookoła. Mój wzrok zatrzymuje się na drzwiach, które za każdym razem otwierają się z nieprzyjemnym dźwiękiem.
- I jak było? - pytam, dostrzegając bruneta
- Nijak - wzdycha, wrzucając torbę na tylne siedzenie samochodu - Wracajmy do mieszkania - mówi, na co przytakuję. 
Podchodzę do kosza, do którego wyrzucam puste opakowanie i zajmuje miejsce na przednim siedzeniu samochodu. Zapinam pasy i wyjeżdżam z parkingu. 
- Nie chodzisz o kulach, a to już dobry prognostyk - mówię, zmieniając biegi
- Może - wzrusza ramionami, spoglądając w boczną szybę - Kiedy wracasz do Polski?
- Na razie się tam nie wybieram - odpowiadam, zatrzymując się na czerwonym świetle 
Skoczek wzdycha ciężko, ale się nie odzywa. Po około piętnastu minutach jesteśmy już na miejscu. Wysiadam jako pierwsza i obserwuję ruchy skoczka.
- Dam radę - wzdycha, otwierając tylne drzwi i zabierając z siedzenia torbę, którą przewiesza przez swoje ramię.
- Będę jutro o tej samej porze - mówię , kiedy kieruje się w stronę drzwi
Przytakuje głową, a ja wzdycham ciężko. Chowam dłonie w kieszeniach kurtki i kieruje się w stronę domu cioci.
- I co z nim? - wita mnie głos Markusa
- Nijak. Nie potrafię już do niego dotrzeć - mówię, odwieszając kurtkę na wieszaku 
Poprawiam materiał swetra i wchodzę w głąb domu. Szatyn wzdycha ciężko, podążając za mną. 

*

Poniedziałek. Wtorek. Środa. Czwartek. Piątek. Każde z tych dni nie różni się niczym od pozostałych. 
Uważnie obserwuję skoczka, który siedzi bez słowa na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora. 
- Powiedz to - mówię po chwili, a brunet spogląda na mnie kątem oka
- Co?
- Powiedz, że nie chcesz żebym tutaj była - odpowiadam, odstawiając kubek na blat stołu
Skoczek uśmiecha się krzywo, spoglądając na mnie.
- Nie chcę żebyś tutaj była - mówi, spoglądając prosto w moje oczy
Zagryzam skórę policzków od środka i przytakuję głową. Kieruje się w stronę korytarza, w pośpiechu się ubierając. Oczy mimowolnie zachodzą mi łzami, ale nie odwracam się za siebie i po prostu wychodzę z mieszkania. Przyspieszam swój krok, a później po prostu biegnę w stronę domu cioci, wpadając w niego ze sporym impetem. Z trudem łapię oddech, zatrzaskując za sobą drzwi. Wspinam się po schodach, ocierając policzkach. Wchodzę do pokoju i od razu łapię w dłonie walizkę, którą odrzucam na łóżko. Pakuję swoje ubrania, lekceważąc spływające po policzku łzy. 
Po godzinie wychodzę z domu i zamówioną wcześniej taksówką jadę na lotnisko. 

*

Ciągnąc za sobą walizkę, przechodzę przez budynek lotniska, omijając stojących na mojej drodze ludzi. Zagryzam wargi, spoglądając na ekran, który okazuje opóźnienie mojego lotu. Wzdycham ciężko i zajmuje miejsce na plastikowym krzesełku.
- Iza - słyszę krzyk, ale lekceważę go
Wracam wzrokiem na swój telefon, wystukując sms-a do przyjaciółki.
- Dobrze, że cię złapałem - słyszę jego zmęczony głos i przyspieszony oddech
- Nie musiałeś - prycham, chowając telefon do kieszeni kurtki
- Nie chcę żebyś jechała - mówi, lekceważąc moje słowa - Zostań ze mną - układa dłoń na moim kolanie, na co spoglądam na nią zaskoczona - Kocham cię - mówi cicho, a ja spoglądam niepewnie w jego oczy.
Zagryzam wargi , czując jego ciepłą dłoń na policzku.
- Zostań - szepcze, muskając go równie ciepłymi wargami - Nie zostawiaj mnie - przytula mnie do siebie


Dwa lata później

Z uśmiechem spoglądam w stronę szczytu skoczni, kiedy znajome nazwisko wykrzykuje koreański spiker. Ukrywam czerwony od zimna nos w materiale szalika, obserwując na telebimie , jak skoczek przygotowywuje się do skoku. Zaciskam mocno dłonie, kiedy sunie wzdłuż rozbiegu i wzbija się w powietrze. Skubię, spierzchnięte od ciepłego oddechu wargi, obserwując jego nienaganną sylwetkę w locie. Kiedy ląduje na zeskoku, wokół roznosi się krzyk spikera. 
Uśmiecham się szeroko, klaszcząc w dłonie. 
- Mamuś - mówi dziewczynka, ciągnąc za materiał mojej kurtki - Co sie  dzieje? - marszczy nosek, na co uśmiecham się, przykucając przed nią
- Tatuś wygrał słonko - całuję ją w skroń - Biegnij do niego 
Dziewczynka przytakuje i biegnie w stronę bruneta, który pojawia się za bandami. Prostuję się, spoglądając z uśmiechem , na to jak podnosi Idę na ręce. Dziewczynka obejmuje go rączkami wokół szyi, a skoczek szybko odszukuje wzrokiem mnie i kieruje się z Idą w moją stronę.
- Udało się - szepcze, opierając swoje czoło o moje - Wygrałem - dodaje, muskając czule moje wargi



KONIEC 


Od autorki : Koniec nie spodziewany nawet dla mnie. Po prostu czułam, że to zakończenie i ten moment jest odpowiedni. Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. Dziękuję za obecność, za każdy komentarz. Mam nadzieje, że podobała się wam ta historia, która swoją fabułę można powiedzieć zmieniała z każdym rozdziałem. Dziękuję jeszcze raz i bardzo mocno za to, że chcieliście czytać to opowiadanie. Jest mi bardzo miło i mam nadzieje, że przy kolejnej historii nadal będziecie przy mnie. Jeszcze raz dziękuję. Nie lubię pożegnań, więc przepraszam z góry. Do zobaczenia przy następnej historii i u was ;*

środa, 5 października 2016

Jedenasty


Dałabym ci wszystko,  co mam. A gdybyś potrzebował więcej, zdobyłabym to i dała ci

***


- Będę za tobą tęsknić , mała - słyszę za swoimi plecami
Uśmiecham się blado, dopinając zamek walizki.
- Ja za tobą też - podchodzę do szatyna i mocno wtulam się w jego ciało 
Ocieram policzek o bawełniany materiał jego koszulki, czując gromadzące się w kącikach oczu łzy.
- Teraz kolej żebyś ty odwiedził mnie - podnoszę głowę nieznacznie i spoglądam w jego oczy
- Na pewno to zrobię - ściera kciukiem mój policzek - A teraz chyba musimy jechać - dodaje
Przytakuję głową i ocieram policzki, wychodząc z pomieszczenia. Spoglądam przez swoje ramię, uśmiechając się nikle, kiedy dostrzegam Markusa , idącego za mną z moim bagażem.
- Bardzo dziękuję za gościnę - zwracam się w stronę kobiety, która mocno mnie do siebie przytula
- Nie ma za co kochanie - całuje mnie w policzek - Mam nadzieje, że szybko się to powtórzy
- Z pewnością - przytakuję
Żegnam się z wszystkimi domownikami i ruszam z szatynem na lotnisko. Po godzinie siedzę już w samolocie, spoglądając przez nie wielkie okienko. Zagryzam wargi, przyłapując się na myślach o skoczku. Przymykam oczy i mimowolnie widzę na ich wewnętrznej części jego uśmiechniętą twarz, która znika wraz z podniesieniem się powiek...


Parę miesięcy później


Z niedowierzaniem wsłuchuję się w informację, którą słyszę w radiu. Z trudem udaje mi się utrzymać szklankę z herbatą w dłoni, a oczy same zachodzą łzami. Przełykam z trudem ślinę, kręcąc przecząco głową i powtarzając sobie w myślach, że to niemożliwe.
Uśmiecham się blado, kierując w stronę salonu. Odkładam kubek na szklany stolik, przeglądając internet, aż w końcu na jednym z portali trafiam na podobną informację.
Kamienieję w bezruchu, obserwując fotografię chłopaka na szklanym ekranie, czytając po raz kolejny o tym, co wydarzyło się parę lat wcześniej. Zagryzam wargę , odwracając wzrok. Bardzo dobrze pamiętam, jak mi o tym opowiadał. Ile bólu zawierał jego głos kiedy wspominał każdy dzień z tamtego czasu.
Kręcę głową, chcąc się pozbyć tych wszystkich myśli. Podnoszę się z miejsca, podchodząc do drewnianej komody, z której zabieram swój telefon. Pośpiesznie odszukuję w spisie połączeń pożądany numer, chwilę później wsłuchując się w dźwięk sygnałów jeden, drugi, trzeci...
- Halo?
Przełykam z trudem ślinę, opierając się ramieniem o ścianę przy kominku.
- Markus - wzdycham cicho, zagryzając wargi i opadając na wygniecione miejsce w fotelu - To prawda? - mój głos się łamię.
Przez dłuższą chwilę panuje cisza, której nienawidzę coraz mocniej.
- Tak - odpowiada nagle, tak.
Wciągam powietrze, czując spływające po policzku łzy. Mimo tego co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej, obiecałam sobie, że gdy tylko będzie w potrzebie, nigdy go nie zostawię, że nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobił i kim stał się przez kilka dni, które spędziłam w Norwegii.
- Przylecę jak najszybciej się da - odpowiadam, kierując się w stronę sypialni.
Od razu podchodzę do wielkiej szafy, z której wyciągam podróżną walizkę i rzucam ją na łóżko, po omacku kierując w jej stronę pojedyncze części swojej garderoby.
- Iza , ja nie wiem czy to jest dobry pomysł - wzdycha - On nie chce się z nikim widzieć, nawet...
- Nie kończ - zagryzam skórę policzków - Obiecałam, że nigdy go nie zostawię. Mam zamiar dotrzymać słowa.


*

Mrużę oczy, starając się odszukać w tłumie turystów sylwetki przyjaciela. Uśmiecham się blado na jego widok, pośpiesznie podchodząc w jego stronę. Szatyn odwraca się w połowie mojego kroku, odwzajemniając gest i przenosząc okulary na czubek głowy. Nie czeka na to, aż znajdę się przy nim i pośpiesznie skraca dzielący nas dystans, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Układam dłonie na jego barkach, zamykając oczy.
- Miło cię widzieć, mała - odsuwa się z szerokim uśmiechem.
Marszczę brwi, a wtedy daje mi pstryczek w nos, a co spoglądam na niego przez przymrużone powieki.
- Ile razy Markus? - wzdycham , przeczesując włosy - Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie mówił do mnie, mała?
- Już dobrze - odpowiada poważnie - Nie będę, jedziemy? - pyta, na co przytakuję głową.
Szatyn zabiera moją walizkę i wspólnie kierujemy się w stronę wyjścia z lotniska.



*

Przez dłuższą chwilę wpatruje się w znajomy budynek przez szybę samochodu szatyna. Nie potrafię nawet na moment spokojnie złapać oddechu, nie mówiąc już o wykonaniu gestu ręką, która od dobrej chwili spoczywa na klamce.
Wzdycham ciężko, spuszczając głowę i wbijając mętne spojrzenie w czubku swoich butów. W duchu dziękuję, że Markus się nie odzywa i po raz kolejny nie odciąga mnie od tego pomysłu. Powinnam być tutaj już dawno temu. Powinnam go wspiera tak, jak on to robił kiedy tylko tego potrzebowałam.
- Idę - mówię i w końcu opuszczam czarne audi.
Poprawiam materiał swojego ubrania , zmierzając w stronę domku. Pukam kilka razy w wewnętrzną stronę drzwi, czekając aż ktoś mi otworzy.
Wzdycham zrezygnowana, odwracając się i rozkładając ramiona w stronę siedzącego w samochodzie szatyna. Ostatni raz spoglądam za swoje plecy , ruszając w kierunku samochodu, ale wtedy drzwi się otwierają.
- Iza?
Uśmiecham się blado, odwracając na pięcie i przytakując głową.
- Po co przyszłaś? - pyta, a ja z trudem przełykam ślinę, starając się złapać oddech.
- Obiecałam ci, pamiętasz? - pytam cicho - Obiecałam , że zawsze przy tobie będę, kiedy będziesz tego potrzebował, więc jestem.
Skoczek spogląda na mnie beznamiętnym spojrzeniem, ale po chwili odsuwa się na bok. Rzucam spojrzenie Markusowi, który uruchamia silnik i po chwili odjeżdża. Kiedy wracam wzrokiem na przedsionek, nie dostrzegam już w nich skoczka.
Wzdycham ciężko i zamykam za sobą drzwi. Niepewnie wchodzę w głąb korytarza, dostrzegając bruneta, siedzącego na kanapie.
- Po co przyjechałaś? - ponawia pytanie, chociaż nie do końca jestem pewna czy ono padło
- Odpowiedziałam ci już - siadam niepewnie w fotelu, wpatrując się w niego - Dlaczego się tak zachowujesz? - pytam, a jego wargi wyginają się w krzywym uśmiechu
- Jak?
- Izolujesz  się od wszystkich - wzdycham
- Może nie mam ochoty z nikim rozmawiać ani się spotykać? Nie mogę?
Przełykam z trudem ślinę, łapiąc oddech.
- Martwię się.
- Nie musisz - odpowiada od razu - Zwalniam cię ze wszystkich słów - dodaje, na co kamienieję
- Kenneth...
- Nie czuj się do niczego zobowiązana - przerywa i podnosi się z miejsca, kierując w stronę kuchni


Od autorki : Już 11 rozdział, a koniec niestety coraz bliżej. Zastanawiam się nad wyborem wersji epilogu, ale pewnie to wszystko wyjdzie w przysłowiowym "praniu". Postaram się nadrobić zaległości w komentowaniu. Pozdrawiam i do następnego ;*

piątek, 23 września 2016

Dziesiąty



" Czasem nie sposób postąpić właściwie [...] Niekiedy trzeba wybrać mniejsze zło"

***

- Już jestem ! - krzyczę , przekraczając próg domu.
Rozpinam zamek płaszcza i zsuwam go z ramion, zawieszając na wieszaku, przymocowanym do ściany korytarza. Przysiadam na niewielkim stopniu i zsuwam z nóg buty.
- Jesteś - na korytarz wchodzi uśmiechnięty od ucha do ucha Markus - Już myślałem, że będę musiał iść cię szukać - wpycha do ust kolejną garść popcornu. 
Kręcę głową z uśmiechem, wchodząc do kuchni.
- Jakiś mecz dzisiaj? - pytam, zatrzaskując drzwiczki lodówki
- Jakbyś zgadła - opiera się ramieniem o framugę drzwi
Kręcę głową, nalewając sobie do szklanki wody mineralnej.
- Zaprosiłeś kogoś? Pewnie będę musiała siedzieć u siebie lub pójść do Astrid, prawda? - pytam rozbawiona
- Nie zaprosiłem nikogo, kogo byś nie znała - wzrusza ramionami, na co marszczę brwi
- To znaczy? - opieram się plecami o blat
- Iza, Iza , Iza - kręci głową i wchodzi do salonu - To chyba pytanie retoryczne - dodaje, opadając na kanapę
Chcę się odezwać, ale wtedy słyszę dzwonek do drzwi.
- Otworzysz? - pyta, odsuwając głowę do tyłu
- A mam wyjście?- wzdycham, przechodząc przez korytarz
- Kocham cię - krzyczy, na co przewracam oczami
Uśmiecham się i przekręcam zamek, naciskając na klamkę.
- Cześć - słyszę znajomy głos, na co zagryzam dolną wargę - Mogę wejść?
Odsuwam się na bok, niemal uderzając o ścianę.
- Markus jest w salonie - rzucam mimochodem
- Najpierw chciałbym porozmawiać z tobą
Przełykam z trudem ślinę , dociskając mocniej drzwi i zamykając zamek.
- A mamy o czym rozmawiać? - pytam, nawet na niego nie spoglądając
Wymijam skoczka i kieruje się po schodach do swojego pokoju. Otwieram drzwi i od razu opadam na zaścielane łóżko, zakrywając swoją głowę poduszką. Mam dość wracania do tamtych wydarzeń. Wolałabym zapomnieć, wymazać ten moment ze swojej pamięci i serca.
Wzdycham ciężko, zaciskając mocno powieki. Leżę przez dłuższą chwilę nawet się nie ruszając. Wtulam swój policzek w miękki materiał poduszki, podnosząc powieki. Lekceważę pukanie do drzwi.
- Iza proszę, porozmawiajmy - zaczyna cicho
Zagryzam policzki od środka, wpatrując się w zasłonięte niedbale okno.
- Nie mamy o czym rozmawiać - odpowiadam oschle
- Uważam inaczej - mówi, zatrzymując się przed mną - Mamy kilka spraw, które powinniśmy wyjaśnić.
- Jakie sprawy? - podnoszę głos, wspierając się na łokciu - Nie mamy żadnych spraw. Potraktowałeś mnie, jak naiwną nastolatkę ... głupia byłam, że pozwoliłam wtedy dość tym sprawą tak daleko.
- Żałujesz? - pyta
Spoglądam na niego z niedowierzaniem, ale dobrze znam odpowiedź.
- Może i nie ...- zaczynam niepewnie - Ale to nie powinno się wydarzyć.
Brunet niepewnie siada na skraju łóżka, przecierając dłonią twarz.
- Przepraszam - wzdycha - Nie chciałem ciebie tak potraktować, ale to było od mnie silniejsze. Wolałem, żebyś mnie znienawidziła ... wtedy chyba wszystko byłoby prostsze
Uśmiecham się krzywo, odwracając wzrok w bok.
- Mimo wszystko nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie w pewnym sensie bardzo ważna i mimo wszystko chcę przy tobie być - wyznaje
Spoglądam na niego zamglonym wzrokiem.
- Pozwól mi być chociaż twoim przyjacielem - szepcze
- Przyjacielem? - pytam słabo, spoglądając na niego uważnie - Myślisz, że po tym wszystkim co między nami zaszło dam radę traktować cię jak przyjaciela
- Iza...- podnosi się z miejsca - Tylko mnie nie odrzucaj - szepcze
Spoglądam na niego zaskoczona, ale w głębi serca mimo, że ta myśl mnie rani to chcę żeby nadal był obecny w moim życiu.
- Dobrze - mówię cicho - Będzie mi trudno, ale też nie chcę żebyś znikał z mojego życia - dodaję niepewnie
Brunet uśmiecha się i podchodzi do mnie. Zagryzam wargi, czując jak gładzi ciepłą dłonią mój policzek.
- Zaopiekuję się tobą - wspiera swój podbródek na czubku mojej głowy - Nigdy cię nie zostawię - obejmuje mnie ramionami
Wtulam się ufnie w jego ciało, zaciskając dłonie na jego barkach.
- Ja ciebie też - mówię cicho - Zawsze będę przy tobie, nawet wtedy kiedy wyjadę


*

Zagryzam wargi, wpatrując się w okno jednego z domów. Dobrze wiem co sobie oboje obiecywaliśmy. Przyjaźń, wsparcie, szczerość ... to wszystko tak dalekie od uczuć, które czułam. Chciałam wejść. Zapukać i po prostu zatopić się w jego silnych ramionach, poczuć się znów bezpiecznie. 
Spuszczam głowę, czując łzy spływające po policzkach. Przez oświetlone światło, a nie zasłonięte zasłony idealnie widzę to, co dzieje się w środku. Para całująca się. Nie trzeba być jasnowidzem , żeby wiedzieć, że  między tą dwójką do czegoś dojdzie.
Odwracam się na pięcie i biegnę przed siebie. Obiecałam sobie, że zapomnę. Że nie będzie dla mnie znaczył więcej niż przyjaciel, ale tak naprawdę : Kogo ja chciałam oszukać?
Zdyszana wpadam do domu cioci. Lekceważę słowa kierowane w moją stronę i po prostu zatrzaskuje drzwi swojego pokoju. Opadam na łóżko, starając się zapanować nad przyspieszonym oddechem.
Niepewnie podnoszę głowę kiedy słyszę dźwięk swojego telefonu. 
- Halo? - mówię słabo, naciskając zieloną słuchawkę 
- Iza ? - słyszę jego zachrypnięty głos - Co u ciebie ? - pyta
Zagryzam wargi , podchodząc do okna. Opieram swoje czoło o chłodną szybę , spoglądając na jeden z domów. 
- Dobrze. Wróciłam z biegania - odpowiadam
- Biegałaś? Gdzie? Poszedłbym z tobą. 
- Miałeś chyba lepsze zajęcia - krzywię się, karcąc samą siebie w myślach, kiedy czuję nieprzyjemne ukłucie w środku.
- Nie rozumiem? 
- Nie musisz - wzdycham, opadając z powrotem na łóżko - A ty co robisz? 
- Masz ochotę na spacer? - odpowiada pytaniem, na co marszczę brwi 
- Niezbyt - mówię szczerze - Niedawno wróciłam, a jestem zmęczona - przeczesuje wilgne od potu włosy, rozluźniając kucyk 
- Szkoda...
- Zresztą muszę zacząć się pakować, jutro wieczorem mam samolot - zagryzam wargi, oczekując reakcji z drugiej strony
- Już jutro? - pyta cicho 
- Tak, w końcu wrócę do kraju - uśmiecham się mimowolnie, bo mimo, że w Norwegii czuję się wspaniale to właśnie w Polsce jest mój dom
- Mam nadzieje, że nadal będziemy utrzymywać kontakt
- Oczywiście...- uśmiecham się - Przecież obiecałam być przy tobie zawsze, pamiętasz?- pytam niepewnie znów, spoglądając przez okno i mimowolnie widzę w jednym z okien jego sylwetkę.
- Pamiętam - szepcze



Od autorki : No to jest już 10 ! Jak ten czas mija. Dodaję ją dzisiaj i muszę przyznać, że naprawdę jestem z niej zadowolona. Jeszcze góra dwa , trzy, a może cztery rozdziały + plus epilog jeśli wena i nauka w szkole dopisze. Mam nadzieje, że nadal ktoś tutaj jest i czyta moje wypociny. W każdym razie... dziękuję bardzo za obecność. Zaległości postaram się nadrobić jutro, bo dziś jest już troszeczkę późno. Czekam na wasze opinie i do następnego ;*

niedziela, 4 września 2016

Dziewiąty


Ludzie boją się wchodzić w głębsze relacje , bo każde rozstanie generuje głębsze blizny. Bezpieczniejsze jest poruszanie się po powierzchni. Głębiej boli bardziej.

***


Poprawiam się na łóżku, krzywiąc kiedy nie czuję chłodnej powierzchni pościeli na swojej skórze. Leniwie poruszam powiekami, starając się je podnieść, ale ich ciężar zadaje się mnie przezwyciężyć.
Wzdycham ciężko, rezygnując z dalszej walki. Przygryzam spierzchnięcie od ciepłego oddechu wargi, poruszając się niespokojnie. Zachłannie przełykam ślinę, starając się pozbyć nieprzyjemnej suchości, ale to nic nie daje.
- Śpisz? - słyszę cichy głos
Moje powieki, jakby nagle straciły swój ciężar. Podnoszą się, a ból mija. 
- Nie - mruczę słabo, przecierając oczy - Gdzie ja jestem?
- U mnie w mieszkaniu - tłumaczy, stawiając na nocnej szafce szklankę wody i opakowanie leków przeciwbólowych 
- Dziękuję - odpowiada - Dlaczego tutaj, a nie w domu cioci? 
Brunet marszczy brwi i siada w fotelu.
- Sądziłem, że nie chcesz pokazywać się jej w takim stanie - wzrusza ramionami - Poza tym, było późno. 
Przygryzam dolną wargę, przytakując głową. Drżącą dłonią sięgam po szklankę, z której upijam spory łyk, a dopiero później sięgam po pastylkę. 
- Dziękuję i przepraszam.. - szepcze, układając się na poduszce i naciągając na siebie kołdrę - Za tą pomyłkę... nie wiem, jak to się stało.. ja..- dukam
- Spokojnie - śmieje się - Nic się nie stało. Mówiłem ci wczoraj, zwykła przysługa - wzrusza ramionami i podnosi się z miejsca - Jesteś głodna?
- Nie i tak dużo dla mnie zrobiłeś, powinnam już wracać - wzdycham , przeczesując ręką włosy
- Zostań - zaczyna, siadając na skraju łóżka i układając swoją dłoń na mojej
Zagryzam skórę policzków od środka, spoglądając na ten gest z niezrozumieniem.
- Kenneth... ja..
Brunet zbliża się niebezpiecznie szybko. Z trudem łapię oddech, żeby nie wyglądało to, jak chlust powietrza, przed panicznym wybuchnięciem płaczem. Podnoszę zamglony wzrok i wbijam go w jego oczach. Znów ta nieprzyjemna intensywność, która odbiera mi resztki zdrowego rozsądku. Potem już tylko przyjemny zapach jego perfum i ciepły oddech na wargach. To chyba nie powinno tak wyglądać. 
Przełykam z trudem ślinę, a jego wargi szybko przylegają do moich. Prostuje się , a moja dłoń mimochodem kieruje się w stronę jego włosów, wplatając w nie. Przyciągam go bliżej, odpowiadając na każdą pieszczotę. Po raz pierwszy to czuję. Przyjemne mrowienie w podbrzuszu i bijące z dziwną prędkością serce, które najchętniej wyskoczyłoby z piersi. Uśmiecham się kiedy przejeżdża wzdłuż moich warg czubkiem języka, prosząc o więcej. Nie waham się i od razu daje mu pełniejszy dostęp, nie myśląc o tym, co będzie, gdy oboje będziemy musieli wrócić do swoich rzeczywistości...


*

Opieram skroń o zimną szybę, spoglądając na tonącą w mroku ulicę. Staram się nie wracać do wydarzeń z poranka, ale moje myśli robią wszystko na przekór mnie. Wzdycham ciężko, pocierając dłońmi przed ramiona. Moja skóra mrowi w każdym miejscu. w którym jeszcze parę godzin temu spoczywały wargi skoczka. Przełykam ślinę, czując każde muśnięcie jego dłoni i ust. Przymykam oczy, chcąc znów poczuć się jak wtedy.
- Iza...- słyszę głos cioci, na co otwieram oczy i spoglądam w stronę drzwi
Uśmiecham się, zaskakując z parapetu.
- Stało się coś? - marszczę brwi, dostrzegając jej minę
- Nie - wyraz jej twarzy łagodnieje - Martwię się o ciebie, od rana nie wychodzisz z pokoju... stało się coś? - pyta cicho
Przygryzam dolną wargę, kręcąc przecząco głową, chociaż przed oczami od razu stają wydarzenia z dzisiejszego poranka.
- Wszystko dobrze
- Dziecko, przecież widzę - wzdycha, gładząc moje ramię - Ale dobrze, nie chcesz , nie mów... ale wiesz, że zawsze cię wysłucham - mówi, a ja przytakuję głową
Kobieta obejmuje mnie ramieniem i całuje w skroń.


*

- Co zrobiłaś? - krzyczy blondynka 
Przełykam z trudem ślinę i spoglądam na nią znad filiżanki. 
- To co słyszałaś - mówię cicho
- Nie wierzę - mówi spokojniej - Znaczy wierzę, ale wiesz, że on ma dziewczynę 
Spuszczam głowę, potakując głową.
- Nie cofnę czasu - pocieram nerwowo kark
- A chciałabyś ? - pyta
Zagryzam skórę policzków od środka, spoglądając na nią zaskoczona.
- Czyli nie - mruczy - Wpakowałaś się w niezłe bagno - wzdycha
- Wiem- mówię cicho, ukrywając twarz w dłoniach - Ale nie wiem co powinnam zrobić.
- Nie rób nic - wzrusza ramionami - Sama mówiłaś , że cię unika... więc po prostu rób to samo, a za parę tygodni wrócisz do Polski i zapomnisz.
- Nie wiem czy będę potrafiła...
Blondynka układa swoją dłoń na mojej, zmuszając, abym spojrzała prosto w jej oczy.
- Z chęcią zabiłabym tego dupka.., ale wiem , że nie wybaczyłabyś mi tego. Dla własnego dobra, zapomnij o nim.
Zagryzam mocno wargę, kręcąc głową.
- Nie potrafię, Astrid i proszę cię nie proś mnie już o to - łapię swoją kurtkę i torebkę, szybko kierując się w stronę wyjścia
Wiem, że to byłoby najlepsze z rozwiązań, ale coś we mnie nie chce zapominać. Chce dalej żyć głupią nadzieją, że coś się zmieni, a on być może będzie chciał być ze mną. 
Zatrzymuję się w miejscu i spoglądam na swoje odbicie, malujące się na szybie jednego ze sklepów. Uśmiecham się krzywo, nie wierząc, że mogę być, aż tak głupia...


Od autorki : Jest już i dziewiątka. Ten rozdział wiele namieszał, wiem...ale to wszystko przez dziwny przypływ weny, więc proszę zapomnijcie na razie, że to opowiadanie się skończy. Nie wiem czy to źle czy dobrze.  Dziękuję za każdy komentarz.  Z racji tego, że zaczął się wrzesień , a co za tym idzie nowy rok szkolny, rozdziały będą dodawane co tydzień lub co dwa w piątki, dzisiaj to wyjątek. Mam nadzieje, że mimo obowiązków , ktoś nadal będzie. Pozdrawiam gorąco i do następnego ;*


niedziela, 21 sierpnia 2016

Ósmy


Łączy nas relacja , ta z rodzaju relacji , o której człowiek zapytany z bólem serca i przez zaciśnięte zęby kłamie wbrew sobie i odpowiada, że to nic takiego

***

Po piętnastu minutach szatyn zatrzymuje samochód przed jednym z klubów w centrum miasta. Uśmiecham się, podnosząc z miejsca. Przygryzam wargę, słysząc tłumiony dźwięk muzyki. Odwracam się i nachylam nad uchyloną szybą przednich drzwi.
- Jesteś pewny, że nie chcesz wejść na chwilę? - unoszę brew, ale szatyn kręci przecząco głową
- Nie zostałem zaproszony - odzywa się po chwili, wzruszając ramionami
Odsuwam się na moment od samochodu przyjaciela i otwieram tylne drzwi, zabierając z siedzenia prezent i torebkę.
- Od kiedy potrzebujesz zaproszenia, Markusie? - śmieje się cicho, wracając na swoje poprzednie miejsce - Oboje wiemy, że bardzo chcesz tam wejść - dodaję
Szatyn zagryza skórę policzków od środka, a dłonie zaciska wokół kierownicy i lewarka biegów. Uśmiecham się, czując dumę, że trafiłam w odpowiedni punkt.
- Astrid pewnie też na to liczy...
- Wrócisz sama? - pyta, wypuszczając z ust powietrze
Wzdycham ciężko, prostując się.
- Zadzwonię po ciebie - mówię, a przyjaciel przytakuje głową i po chwili odjeżdża.
Przez dłuższą chwilę stoję w tym samym miejscu, spoglądając jak ciemne Audi znika po woli z moich oczu. Wzdycham ciężko, spoglądając w szarzące się coraz mocniej niebo. Kręcę głową, chcąc pozbyć się zbędnych myśli. Ruszam przed siebie, a do moich uszu zaczyna docierać wyraźniejsza muzyka i stukot moich szpilek. Odpycham spore drzwi klubu, wchodząc do środka. Zsuwam jeansową kurtkę z ramion, wchodząc w głąb. Zatrzymuję się w miejscu, rozglądając dookoła.
- Iza - zauważam blondynkę, która niemo wykrzykuje moje imię
Uśmiecham się szerzej i ruszam w jej stronę.
- Wszystkiego najlepszego Astrid - mówię, starając się przekrzyczeć głośną muzykę
- Dziękuję, cieszę się, że jesteś - całuje mnie w policzek i odbiera prezent
- Też się cieszę - odwzajemniam gest i przysiadam obok przyjaciółki w loży
Wieczór mija nam bardzo szybko. Na zmianę upijamy drinki i tańczymy kilka szybkich tańców na parkiecie.
- Ja chyba mam już dość - mówię cicho, opierając głowę na oparciu kanapy
- Co ty mówisz? - śmieje się blondynka - To dopiero początek, a noc jeszcze młoda - puszcza mi oczko, dopijając swojego drinka
Kolejne godziny mijają podobnie, a moje ciało coraz gorzej reaguje na gęstą atmosferę w klubie.
- Ja wychodzę - wzdycham, łapiąc w dłonie swoją torebkę i kurtkę.
Nie czekam na reakcję przyjaciółki, tylko kieruję się w stronę wyjścia. Moje ciało bezwładnie odbija się od ciał ludzi znajdujących się na parkiecie, a później pustych ścian korytarza. Mrużę oczy, pocierając opuszkami palców, pulsujące skronie. 
Kiedy odpycham od siebie ciężkie drzwi, przyjemny chłód muska moją odsłoniętą skórę. Uśmiecham się blado i odchodzę kawałek, przylegając plecami do ściany budynku. Rozglądam się dookoła, spoglądając na przejeżdżające samochody. Po omacku staram się odszukać w swojej torebce telefon, w którym szybko odszukuję numer szatyna.
- Halo? - słyszę zaspany głos
- Em... chyba pomyłka - bełkoczę, chcąc się rozłączyć
- Iza? - pyta zaskoczony - Wszystko dobrze?
- A my się znamy? - marszczę brwi - Zresztą nie ważne, mówię, że pomyłka - wzruszam ramionami i odsuwam telefon od ucha
- Zaczekaj chwilę..
Zagryzam wargę, bijąc się z własnymi myślami.
-...gdzie jesteś?
- Najpierw może powiesz skąd się znamy i dlaczego nie jesteś Markusem? - pytam z ciężkim westchnięciem, zsuwając z nóg szpilki
Odpowiada mi jedynie cichy śmiech.
- Cieszę się, że jestem zabawna, ale...
- Gdzie jesteś? - pyta, lekceważąc moje słowa
- W klubie... znaczy przed nim, planuję wrócić do domu - wzruszam ramionami
- Sama?
- Sama, a z kim? Nie jesteś Markusem - wzdycham, odpychając się od ściany
- Przyjadę po ciebie tylko podaj mi adres.
Przez dłuższą chwilę stoję w miejscu, wsłuchując się w głuchy dźwięk zamykanego zamka błyskawicznego i cichy dźwięk obijających się o komodę kluczy.
- Nie trzeba. Wiem, jak wrócić - odpowiadam od razu, z trudem przełykając ślinę
- Iza - wzdycha, a ja przymykam oczy i cicho podaję adres - Będę za chwilę. Nie ruszaj się z miejsca - dodaję, rozłączając się.
Odsuwam telefon od ucha i wrzucam go do torebki, siadając na niewielkim murku. Plecami znów przylegam do ścianki budynku, rozglądając się dookoła.
- Tutaj jesteś - słyszę głos nad sobą
Otwieram oczy, spoglądając z niedowierzaniem na chłopaka.
- To ty? - dziwię się - Przepraszam - dodaję ciszej, spuszczając głowę
- Nic się nie stało - wzrusza ramionami i pomaga mi zejść - Będę mieć pewność, że dotrzesz cała do domu.
- Ale dlaczego? Po co tutaj jesteś? Boże, nie rozumiem tego - wzdycham, opadając na miejsce obok kierowcy 
- Nie musisz rozumieć - uśmiecha się, zapinając pasy - Znam twoją ciocię bardzo długo, Markusa zresztą też... to zwykła przysługa - wzrusza ramionami, przekręcając kluczyk w stacyjce
- Skoro tak - poprawiam się w siedzeniu i wbijam wzrok w bocznej szybie
Z każdym, mijanym budynkiem powieki stają się coraz cięższe, aż sama nie wiem ,kiedy zasypiam.


Od autorki :  Już ósemka, jak ten czas leci. Wbrew temu, że historia dalej nie jest do końca rozwinięta, to kieruje się ona bliżej końca. Dziękuję wszystkim, którzy są i czytają to opowiadanie. Nie wiecie ile sprawia mi to radości, naprawdę. Jeszcze raz dziękuję a za zaległości przepraszam. Do następnego ! ;*

środa, 10 sierpnia 2016

Siódmy


Nie chodzi o to, co robimy , ale jakimi motywami się kierujemy. 

***

Spacerujemy wzdłuż piaszczystego brzegu, ale żadne z nas nie decyduje się na przerwanie, panującej między nami ciszy. Uśmiecham się blado do siebie, czując przyjemne ciepło piasku pod stopami. Marszczę brwi, rozglądając się dookoła, wybudzając zamyślenia dopiero kiedy słyszę pisk i krzyk dzieci. Poprawiam trzymane w dłoniach rzeczy i mimowolnie spoglądam przez swoje ramię na kłócącą się dwójkę.
- Sądzisz, że kiedykolwiek się pogodzą? - słyszę nad sobą, na co zagryzam dolną wargę
- Nie wiem - odpowiadam od razu, starając się nie pokazać, jak bardzo działa na mnie bliskość skoczka
Robię krok do przodu, spoglądając na jego ruchy, ale brunet nie rusza się z miejsca. Łapię oddech, bezwładnie przytakując głową.
- A ty nie powinieneś być ze swoją dziewczyną? - marszczę brwi, ruszając dalej
- Nie, Stine rozmawia z kimś przez telefon - wzrusza ramionami
Przytakuję głową, a między nami znów zapada cisza. Przeczesuje wilgotne włosy ręką, obserwując coraz bardziej wzbijając się słońce na niebie. Nie zauważam nawet wystającego kamienia, potykam się o niego, oczekując na nieprzyjemne spotkanie z podłożem, ale zamiast tego czuję silne ramiona skoczka, otulające szczelnie moje ciało. Przymykam oczy, czując jak jego ciepły oddech drażni skórę mojego karku, wprowadzając tym samym ciało w przyjemne drżenie. Prostuje się i odwracam w jego stronę, spoglądając prosto w oczy.
- Musisz na siebie uważać, nie zawsze będę przy tobie - szepcze, całując mnie w czubek głowy i odchodzi
Po prostu odwraca się i idzie przed siebie, a ja wciąż stoję w miejscu, wpatrując się zamglonym wzrokiem w jego coraz bardziej oddalającą się sylwetkę.
- Dlaczego to zrobiłeś? - podbiegam do niego, ale z mojego gardła wydobywa się jedynie głuchy szept
Brunet nie patrzy na mnie, tylko nadal kieruje się przed siebie. Wzdycham ciężko, czując narastającą frustracji, kiedy wciąż mnie lekceważy. 
- Dobrze się bawisz? - syczę
Skoczek kręci przecząco głową, ale nadal milczy. Wzdycham zrezygnowana i ze złością odchodzę w przeciwną stronę.


*

Przewracam się na lewy bok, wbijając wzrok w szybie okna. Kolejne dni mijają bardzo szybko, aż sama nie orientuje się kiedy nadchodzi kolejny weekend i impreza urodzinowa Astrid. Niechętnie wygrzebuję się z ramion ciepłej pościeli i podchodzę do niewielkiego pudełeczka, leżącego na szafce. Uśmiecham się, przejeżdżając opuszkiem palca po złotym znaku nieskończoności. Mimo, że znam tą blondynkę bardzo krótko, czuję, że jest moją najlepszą przyjaciółką. Nigdy nie spotkałam takiej osoby, jak ona. Uśmiecham się do siebie szerzej i chowam pudełeczko do niewielkiej torebeczki. Odstawiam ją na bok i podchodzę do szafy. Przygryzam wargę, odszukując odpowiedni wieszak, który gdy tylko rzuca mi się w oczy, zabieram go. Przykucam i na niskich pułkach odszukuję czarnych szpilek. Kieruje się w stronę łazienki. Biorę szybki prysznic i zakładam przygotowane ubrania. Wracam do pokoju, robiąc makijaż i podkręcając lekko włosy. 
- Proszę - mówię z uśmiechem, kiedy słyszę pukanie do drzwi
- Ciocia pyta czy... - zacina się, lustrując mnie wzrokiem - Wyglądasz prześlicznie - łapie mnie za dłoń, a ja cicho śmiejąc się, okręcam wokół własnej osi
- Naprawdę ci się podoba? - pytam, aby się upewnić
- Tak - odpowiada od razu - Może powinienem iść i ciebie pilnować? - unosi brew
- Na pewno tylko dlatego chciałbyś tam pójść? - pytam, unosząc brew
Chłopak odwraca speszony wzrok, a ja od razu wyczuwam, że coś jest nie tak. 
- Czekam na ciebie na dole - odpowiada po chwili, wychodząc.
Wzdycham ciężko i siadam przed lustrem. Dłonią wygładzam materiał sukienki i ostatni raz przejeżdżam po wargach czerwoną pomadką.
- Iza, nareszcie - wzdycha szatyn, dostrzegając mnie na schodach - Masz już wszystko? - pyta, otwierając przed mną drzwi
- Mam - całuje go w policzek - Jesteś źle ubrany - kręcę głową, kiedy chłopak zajmuje miejsce za kierownicą - Nie, jak facet, który wybiera się na imprezę - krzywię się, zapinając pasy
- Ja się nigdzie nie wybieram - odpowiada, ruszając
- Pewnie - wzruszam ramionami, spoglądając w boczną szybę



Od autorki : Rozdział dzisiaj nieco dłuższy. Po woli wszystko zaczyna się kształtować, ale jeszcze wszystko drobnymi kroczkami. Mam nadzieje, że komuś się spodoba. Ja postaram się nadrobić wszystkie zaległości, proszę jedynie o czas, a dzisiaj mówię do następnego ;*

wtorek, 2 sierpnia 2016

Szósty

Przyszłość nie jest ustalona raz na zawsze , to my decydujemy, co się wydarzy

***

Następnego dnia budzi mnie melodyjny głos Duke Dumonta. Przecieram zaspane oczy dłonią, odwracając głowę w bok, gdzie przyjemny głos wokalisty zamienia się na ochrypły głos przyjaciółki
- To, że ona nie odbiera nie znaczy, że musisz mnie budzić w środku nocy ?! - krzyczy, na co krzywię się, wtulając mocniej w poduszkę - Chwila, chwila...skąd ty do licha masz mój numer?! Iza! 
Niechętnie podnoszę głowę z miękkiego materiału, zamglonym wzrokiem lustrując twarz przyjaciółki.
- Stało się coś?
- Spytaj swojego przyjaciela - prycha, podając mi komórkę
Marszczę brwi, przeczesując włosy ręką i przystawiam telefon do ucha.
- Halo?
- Czemu nie wstajecie? - słyszę głos Markusa, na co uderzam się otwartą dłonią w czoło
- Ty naprawdę tylko po to dzwonisz? - pytam z niedowierzaniem - Przecież siedzisz parę metrów od naszego namiotu - wzdycham, opadając z powrotem na poduszkę 
- Iza, gdzie ty masz telefon?
- Nie wiem - wzruszam ramionami - Gdzieś na pewno leży - krzywię się, patrząc na panujący "porządek" w namiocie
- Dobra, rozłącz się, bo mi kasę kradnie - wzdycha, na co otwieram szerzej oczy
- Sam do mnie dzwonisz, a raczej do Astrid
- Dobra, dobra zbierajcie się na śniadanie - dodaje i się rozłącza
Opadam z powrotem na poduszkę, zamykając oczy.
- Czego chciał?
- Żebyśmy przyszły na śniadanie - mruczę, nie otwierając nawet oczu
- SERIO?! - krzyczy, na co krzywię się - Tylko po to mnie obudził? - warczy zła, na co niepewnie przytakuję głową - Zabiję go - wzdycha, ale łapie ją za nadgarstek
- To miał być przyjemny weekend za miastem - mówię, patrząc prosto w jej oczy, na co przyjaciółka łagodnieje i znów siada na swoim miejscu.
- Ale taki nie jest, nie podoba mi się tutaj - wzdycha, na co marszczę brwi
- Został jeszcze jeden dzień, wytrzymasz? - pytam, patrząc w jej oczy z nadzieją
Blondynka wzdycha ciężko i przytakuje głową. Uśmiecham się i podchodzę do niej, mocno przytulając.
- Dziękuję... a teraz zbierajmy się, bo Markus będzie zdolny zrobić nam tutaj za raz nalot, jeśli nie pojawimy się na śniadaniu - śmieje się cicho i szybko przebieramy się w czyste ubrania, opuszczając namiot.

*

- Ja nie wiem jakim cudem wciąż tutaj jestem, a wszyscy dookoła żyją - zaczyna blondynka, opadając na koc, rozłożony na niewielkiej plaży przy jeziorze
Uśmiecham się, wystawiając twarz w stronę słońca.
- Nie doceniasz się, Astrid - poprawiam przeciwsłoneczne okulary na nosie, spoglądając kątem oka na przyjaciółkę
- Chyba tak - opadam na poskładane ubranie - Dobrze, że możemy chociaż chwilę spędzić same, bez ich świergotania nad uchem - sięga po plastikową butelkę, z której upija spory łyk wody
Uśmiecham się szerzej, wygładzając materiał koszulki.
- Z chęcią wróciłabym już do domu - wspieram się na łokciu, rozglądając dookoła
- Nie podoba ci się tutaj? - marszczę brwi, na co blondynka kręci przecząco głową - Wydawało mi się, że jest inaczej - spoglądam w stronę jeziora
- Co masz na myśli?
- Nic - wzruszam ramionami, podnosząc się z miejsca
Podchodzę do brzegu, gładząc stopą lustro wody.
- Nie pozbędziesz się mnie łatwo - odpowiada, stając obok mnie - Powiedz, co miałaś na myśli - dodaję, ale tylko uśmiecham się, dostrzegając zbliżającego się w naszą stronę Markusa
- Tutaj schowały się moje piękności - mówi z rozbawieniem, zawieszając swoje ramiona na naszych
Śmieje się cicho, widząc jak Astrid strzepuje jego rękę, a szatyn po chwili staje przed nami.
- Dzwoniła ciocia - odzywa się, spoglądając na mnie
- Stało się coś?
- Nie , pytała tylko jak się bawisz - mówi z uśmiechem - Pozwoliłem sobie powiedzieć , że świetnie - śmieje się, na co Astrid przewraca oczami
- Za dużo sobie pozwalasz - prycha, a Markus patrzy na nią uważnie
- Dlaczego tak mnie nie lubisz? - pyta, a ja dostrzegam coś na kształt smutku w jego oczach
Po woli wycofuję się i zabieram swoje rzeczy z koca, obserwując rozmowę między dwójką. Leniwie wspinam się pod niewielką górkę, wpadając na coś. Niepewnie podnoszę wzrok do góry, przygryzając dolną wargę.
- Widzę, że Markus już was znalazł - śmieje się, czym sprowadza mnie na ziemię.
Pośpiesznie podnoszę rzeczy z piasku, prostując się. Przygryzam wargę i ruszam przed siebie, ale wtedy czuję nieprzyjemne mrowienie na dłoni. Marszczę brwi, spoglądając na dłoń skoczka, trzymającą mój nadgarstek.
- Przejdziemy się? - pyta cicho
Przełykam z trudem ślinę i potakuję głową, a później wspólnie ruszamy wzdłuż jeziora.


Od autorki : Przepraszam, że rozdział tak późno i przepraszam za zaległości, ale dopiero w weekend wróciłam z wakacji i po woli zaczynam wracać do normalnego funkcjonowania. Mam nadzieje, że szósteczka się wam spodoba i liczę na wasza opinię. Dziękuję, za każdy komentarz i obecność, już ponad 10 tysięcy wyświetleń. Dziękuję ! Pozdrawiam ciepło i do napisania ;*


wtorek, 12 lipca 2016

Piąty

Nie liczy się to z kim rozmawiasz w ciągu dnia. Liczy się to o kim myślisz przed snem.

***

Wpatruję się beznamiętnie w lustro wody, rzucając kolejny kamień , który odbija się o jego tafle, po chwili w nim tonąc.
Wzdycham ciężko i przenoszę wzrok na ciemne niebo i kilka migoczących gwiazd. Uśmiecham się blado, przeczesując palcami pasma włosów. Z niechęcią podnoszę się z miejsca i z góry spoglądam na bruneta. Przełykam z trudem ślinę, wyciągając dłoń w jego stronę. Mimo mroku czuję jego zaskoczony wzrok na sobie, a po chwili również przyjemny dotyk na swojej skórze. Zagryzam wargi, pomagając mu się podnieść.
- Nie musiałaś...
-...ale chciałam - wzruszam ramionami.
Zaciskam dłonie na materiale koca, przyspieszając swój krok. Łapię powietrze, nagle wpadając w ramiona przyjaciółki.
- Tutaj jesteś - szepcze cicho - Właśnie miałam cię iść szukać.
- Już nie musisz - odpowiadam krótko i wspólnie kierujemy się w stronę ogniska.
- No w końcu - śmieje się Markus, podając mi kiełbaskę - Bałem się, że się utopiłaś.
- A ja bałam się, że on cię utopił - mruczy mi do ucha Astrid.
Śmieje się cicho, kręcąc głową.
- Jak widać jestem cała i zdrowa.
- Na szczęście - wzdycha blondynka, na co uśmiecham się i obejmuję ją lewym ramieniem.
- Chodź sobie lepiej siąść, bo zaczynasz gadać głupoty - śmieje się i obie siadamy na pniu.
- Nie gadam głupot - oburza się.
Kręcę głową z uśmiechem, upijając łyk wody z plastikowej butelki.
- Może popływalibyśmy na skuterach wodnych? - unosi brew szatyn.
- Oszalałeś?! - krzyczy spanikowana Astrid - Jest pierwsza w noc.
- To co? - wzrusza ramionami, podnosząc się z miejsca - Iza, piszesz się na to?
- Nie bądź głupia - szepcze mi do ucha, na co uśmiecham się i również wstaję z miejsca.
- Chętnie.
- Więc idziemy - uśmiecha się szeroko i wspólnie ruszamy do wypożyczalni - Czynna całodobowo - puszcza mi oczko i wchodzi do niewielkiej budki.
Wzdycham ciężko i opieram się plecami o ścianki budynku, wbijając wzrok w ziemi.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka szalona?
Podnoszę wzrok i przełykam głośno ślinę kiedy widzę sylwetkę bruneta.
- To może być ciekawe - wzruszam ramionami.
- Iza nie rób tego ! - krzyczy blondynka, podbiegając do mnie - Nie rób, słyszysz?!
- Astrid - wzdycham - Nic mi się nie stanie.
- Nie jestem taka pewna..- syczy, patrząc na szatyna - On jest nieobliczalny.
- Astrid, sądziłam, że już wyjaśniłyśmy sobie tą sprawę.
- A mi ufasz? - pyta Kenneth, przerywając nasza wymianę zdań
Obie spoglądamy na niego z zaskoczeniem. Mrużę oczy, odwracając się.
- Co masz na myśli? - unoszę brew.
- Popłynę z tobą - wzrusza ramionami i wchodzi do pomieszczenia, z którego wychodzi wspólnie z Markusem.
Odbieram od szatyna kamizelkę i spoglądam na Astrid.
- Nie zdecydujesz się?
Blondynka odwraca głowę w bok, na co wzruszam ramionami i zakładam na siebie materiał. Ruszam za chłopakami w stronę pomostu.
- Iza - zaczyna, na co zatrzymuję się w miejscu i odwracam w jej stronę - Idę z wami - dodaje i podbiega do mnie.
Uśmiecham się i obejmuję ją ramieniem, podając kamizelkę.
- To będzie świetna zabawa - całuję ją w policzek i zajmuje miejsce na skuterze za brunetem.
Przysuwam się do chłopaka i spoglądam z rozbawieniem na siedzącą za Markusem, Astrid.
- Rozchmurz się kochanie - puszczam jej buziaka, na co przewraca teatralnie oczami i niechętnie obejmuje szatyna w pasie.
Kręcę głową z uśmiechem i przybliżam się do ciała Kennetha, przygryzając dolną wargę.
- Możemy jechać? - spogląda na mnie przez ramię.
Podnoszę głowę z jego barków, potakując głową. Skoczek rusza, a ja z uśmiechem odsuwam swoje ciało do tyłu. Przymykam oczy, czując przyjemne mrowienie na policzkach.

*

- To było chore - śmieje się blondynka, kiedy wracamy do naszych namiotów - Ale też świetne - upija spory łyk piwa z puszki.
- Musimy to powtórzyć - dodaję, opadając na pień i spoglądając na chłopaków.
- Jeśli o mnie chodzi to nie ma problemu - odpowiada Markus, opadając na miejsce obok.
Uśmiecham się, poklepując go po ramieniu.
- Jeśli o mnie to też jestem za - uśmiecha się Kenneth, na co przytakuję głową.
- Stine nie chciała jechać? - pytam po chwili ciszy.
Brunet marszczy brwi, kręcąc przecząco głową.
- Już śpi, rozbolała ją głowa - mówi krótko, zatapiając wargi w alkoholu.
Mrużę oczy, przyglądając się mu uważnie. Wzrok sam wodzi za każdym ruchem jego dłoni, kącikami ust, które unoszą się do góry, okazując idealne rysy twarzy. Zagryzam wargi, spuszczając wzrok. Zbyt często przyłapuję się na myśleniu o nim lub zbyt długim patrzeniu. Przymykam oczy, a na ich wewnętrznej części i tak widzę twarz chłopaka. Odpowiadam je łapczywie, czując pulsujący ból skroni.
- Pójdę się już położyć - zaczynam cicho - Dobranoc - dodaję, wchodząc do namiotu i układając się na śpiworze.
Sen jednak nie przychodzi, a myśli same uciekają w stronę bruneta, a przed oczami stają te same, niebieskie tęczówki.


Od autorki : Ten rozdział mi się nie podoba i sama zastanawiam się po co go dodaję, ale czuje, że ta piątka nie wyjdzie inaczej. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Dziękuję za każdy komentarz, miło czyta mi się te wszystkie słowa. Do następnego i pozdrawiam ! :*

sobota, 9 lipca 2016

Czwarty

Tego co przeznaczone , tego się przecie i tak nie uniknie.

***

- Iza , pośpiesz się ! 
Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze, potakując bezwładnie głową.
- Iza, za chwilę się spóźnimy !
Przewracam oczami, ciężko wzdychając.
- Iza..
- Już idę - odkrzykuję i zabieram torbę z łóżka.
Przewieszam ją przez ramię i wychodzę z pokoju, zbiegając po schodach prosto w ramiona szatyna.
- Jesteś - wzdycha.
- Jestem - uśmiecham się szeroko, wymijając go i szybko zakładam buty - No chodź, przecież się za raz spóźnimy - kręcę głową, wspierając się na klamce od drzwi wejściowych.
Mężczyzna wzdycha ciężko i zabiera nasze plecaki. Wspólnie opuszczamy dom wujostwa, trafiając na Astrid.
- Przepraszam za spóźnienie - uśmiecha się blado, witając ze mną buziakiem w policzek.
- Nic się nie stało. Iza i tak jeszcze godzinę  pindrzyła się przed lusterkiem - prycha Markus, chowając nasze bagaże w bagażniku czarnego Audi.
Posyłam mu morderczy wzrok, kręcąc głową.
- Faceci - wzdycha blondynka.
Potakuję głową i wspólnie zajmujemy miejsca na tylnym siedzeniu.
- Macie wszystko? - pyta szatyn, siadając za kierownicą.
- Tak.
- Więc jedziemy - uśmiecha się do wstecznego lusterka i przekręca kluczy w stacyjce, zapinając pasy.


*

- Nie podoba mi się tu - jęczy blondynka, na co śmieje się cicho i otulam szczelniej kocem.
Astrid odkąd się tutaj pojawiliśmy narzeka na wszystko, ale ciesze się, że jest przy mnie. Markus prostuje się przy namiocie i spogląda na nią spod kilku, niesfornych kosmyków, opadających mu bezwładnie na czoło.
- Kotek nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie - puszczam mu buziaka w powietrzu, ale on tylko mówi coś pod nosem i wraca do swojego poprzedniego zajęcia.
- Nie wiem jakim cudem dałam ci się namówić na ten wyjazd - wzdycha, opadając na miejsce obok mnie, odganiając się machnięciami ręki od owadów.
Śmieje się cicho, wzruszając ramionami.
- Bo mnie uwielbiasz? Bo nie chciałaś żebym została tutaj sama?- unoszę brew.
Blondyn prycha, przeczesując włosy ręką.
- Z pewnością.
Kręcę głową i mocno ją obejmuję.
- Jakoś przetrwamy te dwa dni - szepczę jej do ucha
- Jeśli on nas nie zabije - wskazuje podbródkiem na szatyna, na co uśmiecham się - Tutaj nie zaprzeczysz, ma sporo okazji.
- Ale tego nie zrobi - kręcę głową.
- Skąd masz pewność?- unosi brew - Może nas utopić w jeziorze, zaprowadzić w sam środek lasu, zastrzelić. Zero świadków, zero śladów...
- Za dużo naoglądałaś się filmów - poklepuję ją po ramieniu i podnoszą się z miejsca.
- Ja bym na niego uważała.
Spoglądam na nią z niedowierzaniem.
- To jest Markus - z trudem powstrzymuje śmiech - Nie skrzywdzi nawet muchy.
- Ja bym mu tak bezgranicznie nie ufała. Iza, my jesteśmy z nim tu całkiem same ! - podnosi głos, ale szybko go ścisza, kiedy szatyn spogląda w naszą stronę.
Wzdycham spuszczając wzrok, ale kiedy słyszę dźwięk włączonego samochodu, przymykam powieki i podnoszę głowę do góry.
- Już nie jesteśmy same.


*

Opieram głowę o ramię szatyna, wpatrując się w rozpalone ognisko. Iskry odchodzące w każdą stronę, zależnie od powiewów wiatru. Uśmiecham się delikatnie, rysując wzory na wilgnym piasku, co jakiś czas sącząc łyk smakowego piwa z puszki. Nie jestem typem dziewczyny pijącej. Ograniczam się do minimum, ale to jednak nie pozbawia mnie dobrej zabawy. 
Podnoszę głowę z ramienia Markusa, starając się wdrążyć w rozmowę pomiędzy nim , a Kennethem. Zagryzam wargę, karcąc się w myślach, kiedy mój wzrok zbyt długo zatrzymuje się na brunecie, ale w jakimś sensie lubię na niego patrzeć. Przez te dni kiedy widywałam go często w domu, na mieście czy po prostu ulicy, powodowały dziwny spokój. Marszczę brwi,spuszczając wzrok, a wtedy natrafiam na śpiącą przyjaciółkę. Delikatnie podnoszę jej głowę i układam na poskładanym kocu, a sama odchodzę w stronę jeziora. Siadam na niewielkim pomoście i spuszczam nogi, z uśmiechem wpatrując się w lustro wody, w którym odbija się księżyc i gwiazdy. Sama nie wiem ile spędzam czasu na takim bezsensownym wpatrywaniu się przed siebie, ale z zamyślenia wybudza mnie skrzypnięcie desek kładki. Odruchowo odwracam się przez ramię, czując jak kamień spada mi z serca , gdy dostrzegam znajomą sylwetkę.
- Wystraszyłeś mnie - szepczę słabo, a wtedy moje serce wypełniają całkiem inne obawy.
Brunet uśmiecha się i układa na moich ramionach koc.
- Nie chciałem, wybacz.
Potakuję, a mężczyzna siada obok mnie.
- Powiesz mi co u ciebie słychać? - pyta cicho po dłuższej chwili.
Spoglądam na niego z niedowierzaniem, ale przecież powinnam się już przyzwyczaić do tego pytania, które zadawał przy każdej okazji. 
Uśmiecham się, spuszczając głowę i odwracając ją w stronę jeziora.
- Jak zawsze, to samo - wzruszam bezwładnie ramionami.
Między nami znów zapada cisza. Cisza, która znów mi nie przeszkadza...


Od autorki: Jest i czwóreczka. Powiem szczerze, że pisanie tego rozdziału nie było proste, ale mam nadzieje, że się udało i się wam spodoba. Przepraszam za jakiekolwiek zaległości u was, ale dzisiaj je postaram się nadrobić. Mam nadzieje, że dobrze mijają wam wakacje, bo już za tydzień start LGP. 
Do następnego i pozdrawiam gorąco :*

poniedziałek, 4 lipca 2016

Trzeci


Każdy człowiek zostaje nam dany po coś , aby czymś nas ubogacić , dopełnić coś, przekazać czy uświadomić

***

- Dziękuję za przyjemne popołudnie - zaczyna blondynka, podnosząc się z miejsca.
Uśmiecham się , wykonując ten sam gest.
- Bardzo miło mi było cię poznać , Astrid - obejmuje ją i całuję w policzek - Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.
- Oczywiście - odpowiada od razy, grzebiąc w swojej torebce i podając mi po chwili swój telefon - Wpisz mi swój numer. Jutro zadzwonię do ciebie i umówimy się na większe zakupy. Mój przyjaciel ma urodziny w przyszłym tygodniu i z chęcią cię na nie zabiorę.
- Na prawdę? - pytam z niedowierzaniem, unosząc brew.
- Oczywiście - uśmiecha się, nachylając nad stołem i zapisując rządek cyfr na serwetce, którą po chwili mi podaje - To mój numer, gdybyś chciała po prostu porozmawiać, zadzwoń.
Uśmiecham się , potakując głową.
- Dziękuję, na pewno się odezwę.
- W takim razie do usłyszenia - żegna się ze mną i wraz ze swoją mamą opuszczają kawiarnię.
Siadam przy stoliku i upijam ostatni łyk herbaty, kończąc kawałek ciasta.
- Widzę, że się polubiłyście - zaczyna z uśmiechem, spoglądając na mnie znad filiżanki. 
- To prawda. Astrid to bardzo miła dziewczyna.
- Cieszę się, a teraz chodźmy. Markus pewnie już przyjechał.
Kobieta podnosi się z miejsca i zabiera z oparcia krzesła swoją kurtkę i torebkę. Poprawiam na ramieniu materiał i zasuwam zamek , kierując się za ciocią w stronę podziemnego parkingu.


*

Poprawiam się na poduszce, wybudzając z resztek snu. Marszczę brwi, dostrzegając w mroku sylwetkę, stojącą w drzwiach.
- Skarbie, obudziłaś się już? - pyta ciocia, wchodząc do pomieszczenia.
Uśmiecham się, podnosząc na łokciu.
- Tak - przecieram oczy dłonią - Która godzina?
- 18 - odpowiada, siadając obok - Za chwilę będzie kolacja, a Markus niedawno przyjechał.
- Przespałam to - wzdycham , opadając na poduszkę.
- To nie ważne - macha dłonią - Też musiał odpocząć po podróży. 
- Rozumiem - potakuję głową.
Podnoszę się z łóżka i zapalam lampkę, stojąca na nocnej szafce. Podchodzę niepewnie do wielkiego lustra, krzywiąc się na swój widok.
- Przygotuj się kochanie, a ja zawołam cię kiedy wszystko będzie gotowe, dobrze? - pyta, zatrzymując się przy drzwiach.
- Dobrze - potakuję i wracam wzrokiem na swoje włosy, które staram się pośpiesznie uczesać.
Spinam je w luźnego koka , a wacikiem nasączonym tonikiem ścieram rozmazany na policzkach tusz. Wygładzam dłońmi materiał ubrania i opuszczam pokój. Niepewnie schodzę po schodach, słysząc dźwięk rozmów.
- Dobry wieczór - uśmiecham się, przystając w progu salonu.
Wszystkie pary oczu, jak na zawołanie kierują się w moją stronę. Przełykam z trudem ślinę, uśmiechając się.
- Ty pewnie jesteś Iza - zaczyna brunet, podchodząc w moją stronę - Markus, bardzo miło mi cię poznać.
- Ciebie również, dużo o tobie słyszałam.
- Doprawdy? - śmieje się, spoglądając na ciocię i wujka - Ja o tobie również.
Odwzajemniam gest i zajmuje miejsce obok mężczyzny przy stole.



Kilka dni później


- Markus nie - kręcę głową, kiedy szatyn po raz kolejny chce mnie namówić na wspólny wyjazd pod namiot.
- Ale dla czego? - krzywi się, opadając na poduszki obok mnie.
- Bo nie? - daje mu pstryczka w nos, śmiejąc się.
- To nie jest odpowiedź - kręci głową, poprawiając sobie poduszkę pod głową.
Wzruszam ramionami, okrywając się szczelnie głową.
- A kto miałby niby jechać z nami? - unoszę brew.
- Ja, ty, możesz zabrać Astrid ze sobą jeśli chcesz...
- Mów dalej, bo czuję się zachęcona - uśmiecham się szeroko, układając nogi na jego kolanach.
Szatyn kręci głową rozbawiony i przytrzymuje moje kostki. 
-...Stine, Kenneth..
- Stój - odzywam się, podnosząc z miejsca - Oni też jadą?
- No tak - marszczy brwi - Są moimi przyjaciółmi - wzrusza ramionami, na co potakuję głową - Coś nie tak?
- Nie, nie wszystko dobrze. Więc kiedy ten wyjazd?
Szatyn uśmiecha się szeroko, obejmując mnie ramieniem.
- W ten weekend. Wiedziałem, że się zgodzisz - śmieje się i całuje mnie w skroń.


Od autorki : W końcu wakacje więcej spokoju i czasu na odpoczynek, więc przychodzę z nowym rozdziałem. Mam nadzieje, że się wam spodoba. Dziękuję za każdy komentarz i już lecę do was .
Do następnego, pozdrawiam ciepło ! :*

niedziela, 26 czerwca 2016

Drugi

Nie ma takich chwil , gdy nic się nie dzieje.

***

Opieram się plecami o kuchenny aneks z wyczekiwaniem wpatrując się w ustawiony na gazie czajnik, którego głośny dźwięk roznosi się chwilę później po pomieszczeniu. Z cichym westchnięciem odpycham się od blatu, gasząc palnik.
- Iza i jak podobają ci się...- zaczyna.
- Jest dobrze - wzdycham, oblizując łyżeczkę z malinowej herbaty - Ale nie ma tutaj kogoś w moim wieku? - marszczę brwi.
- Są - odpowiada szybko - Jutro zabiorę cię do mojej przyjaciółki i poznam z jej córką, Astrid. Na pewno się polubicie.
Potakuję bezwładnie głową i upijam łyk słodkiego napoju.
- A z Stine i Kennethem chciałam cię poznać, ponieważ mieszkają niedaleko, sądziłam, że będzie ci łatwiej kiedy będziesz kogoś znać w okolicy - wyjaśnia po chwili.
Uśmiecham się, skubiąc delikatnie dolną wargę.
- Nie jestem zła - wzruszam ramionami - Na pewno będzie mi raźniej, dziękuję - całuję kobietę w policzek i kierują się w stronę salonu, odkładając kilka naczyń na szklanym stoliczku, siadając w fotelu z daleka od reszty towarzystwa.
- Na długo przyjechałaś? - słyszę nad sobą głos blondynki, która siada na zagłówku mebla.
Potakuję głową, uśmiechając się blado.
- Cały miesiąc.
- Jeśli będziesz chciała, śmiało możesz do mnie, do nas przyjść.
- Zapamiętam.- wymuszam uśmiech, potakując głową.
Blondynka odwzajemnia uśmiech, wracając na swoje miejsce obok chłopaka. Z trudem przełykam ślinę, wbijając wzrok w ciemnych panelach przestronnego salonu. Policzek wspieram na zgiętej ręce, uciekając myślami do Polski. Krzywię się nieznacznie , słysząc dźwięk telefonu.
- To mój ! - podnoszę się z miejsca i szybko wychodzę przed dom - Halo? - zwracam się w stronę osoby po drugiej stronie telefonu.
- Iza, no w końcu! Miałaś zadzwonić jak już będziesz na miejscu, żeby się pochwalić w jakim to niebie wylądowałaś.
Uśmiecham się szeroko, kręcąc głową i przeczesując palcami włosy.
- Jagoda, jesteś niemożliwa - wtrącam rozbawiona - Jak słyszysz mam się bardzo dobrze, a przede wszystkim żyję.
- O tym myślałam najmocniej...
- Ej - marszczę brwi - Kraj, jak kraj. Miasto, jak miasto... nie rozumiem twojej euforii.- przewracam oczami, siadając na stopniu i podciągając kolana do klatki piersiowej.
- Ciebie to ja naprawdę nie rozumiem, jesteś w pięknym kraju, sama... a jedyne co robisz to narzekasz.
- Nie narzekam - zauważam z cichym westchnięciem - To ty każesz mi się nadmiernie cieszyć.
Podnoszę się z miejsca i przechodzę między sadzonkami, wdychając do płuc przyjemny zapach rześkiego powietrza.
- Tak, tak... oczywiście, moja wina - ironizuje - Opowiadaj lepiej co robisz.
- Obecnie rozmawiam z tobą i spaceruje po ogrodzie.
- A nieobecnie?
- A nieobecnie uratowałaś mi życie od niezręcznej rozmowy - wzdycham, przeczesując włosy ręką.
Siadam w huśtawce, opierając się plecami o zawieszone łańcuchy, prostując nogi. Rozmowa z przyjaciółką znaczy dla mnie bardzo dużo, ponieważ mimo swojego wieku zaczynam tęsknić za swoją rodziną i przyjaciółmi, za tymi drugimi chyba najbardziej.
Wzdycham ciężko, obracając w dłoniach telefon. Od godziny siedzę w tej samej pozycji, nie odnajdując w sobie chęci na to by wrócić do środka i wdrążać się w sens rozmowy towarzystwa. Dobrze jest mi tutaj samej. Uśmiecham się blado, przymykając oczy i delektując ciszą, do momentu kiedy nie słyszę dźwięku kroków za sobą.
- Myślałem, że mnie nie usłyszysz - zaczyna brunet, na co spuszczam nogi w dół, robiąc mu tym samym miejsce na huśtawce, które po chwili zajmuje - Nie wracasz do domu?
- Nie mam na to jakoś ochoty - wzruszam ramionami - A ty?
- Co ja? - marszczy brwi, na co uśmiecham się blado.
- Dlaczego nie wracasz do środka?
- Bo wolę posiedzieć tutaj, oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
Przełykam z trudem ślinę, kręcąc przecząco głową.
- Nie mam - wychrypuje słabo, a między nami wraca cisza.
W brew pozorom nie przeszkadza mi ona. Z uśmiechem krążę wokół własnych myśli, a obecność skoczka nie zabieram mi komfortu. Spędzamy tak dłuższą chwilę po prostu milcząc i co chwilę posyłając sobie ukradkowe spojrzenia. Jeszcze nigdy nie przeżyłam takiego czegoś. Jeszcze z nikim nie milczało mi się tak dobrze.



Następnego dnia

Przeczesuje włosy ręką, wyrównując się z kobietą krokiem i wchodząc do przytulnie urządzonej kawiarni, znajdującej się w pasażu.
- Już są - mówi z uśmiechem, machając dłonią w stronę kobiet, siedzących nieopodal.
Potakuję głową i ruszam za nią w głąb pomieszczenia, poprawiając dłonią materiał koszulki.
- Witam cię Christa -witają się buziakiem w policzek - Astrid, dziecko drogie, jak ty dorastasz - śmieje się, podchodząc do blondynki.
- Dzień dobry - odpowiada dziewczyna, przenosząc wzrok na mnie - Ty pewnie jesteś Iza - zaczyna z uśmiechem, podchodząc w moją stronę - Bardzo miło mi ciebie poznać. Twoja ciocia dużo mi o tobie opowiadała.
- Mam nadzieje, że same dobre rzeczy.
- Oczywiście - śmieje się - Na długo przyjechałaś? - marszczy brwi, upijając łyk swojej kawy z filiżanki.
- Na cały lipiec - odpowiadam, biorąc do ust kawałek sernika.
- Więc będziemy mieć sporo czasu na poznanie się - uśmiecha się szeroko, na co przytakuję głową.



Od autorki: Rozdział trochę nudny, wiem o tym, ale akcja po woli będzie się rozkręcać, bo jak wiemy w każdym opowiadaniu muszą być tzw. odcinki przejściowe. Dziękuję za obecność :* Pozdrawiam gorąco i do następnego ! :*

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Pierwszy

Miłość i przyjaźń często rodzą się ze spotkania, od którego nikt nie oczekuje cudu.

***

Jakiś czas wcześniej



Z westchnięciem wyciągam z lewego ucha słuchawkę, spoglądając przez boczną szybę samochodu. Przygryzam dolną wargę, zatrzymując odtwarzacz i tępo wpatrując się w piękny dom, usytuowany pomiędzy innymi.
- Jesteśmy na miejscu - odpowiada z uśmiechem ciocia.
Uśmiecham się blado , potakując głową. Odrywam wzrok od budynku i sięgam po swoją torbę, zawieszając ją przez ramię, opuszczając równocześnie czarnego mercedesa.
Jeden, długi miesiąc. Trzydzieści jeden dni spędzonych z daleka od rodziny i w obcym kraju.
- Na pewno ci się tutaj spodoba - mówi z uśmiechem wujek, stając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
Przecieram dłonią twarz, potakując głową.
- Z pewnością.
Mężczyzna podchodzi do bagażnika, z którego wyciąga moje walizki i kieruje się z nimi w stronę domu. Stawiam krok przed siebie i okręcam się wokół własnej osi, rozglądając się uważnie po całej dzielnicy, która wydaje się być cichą i spokojną.
Uśmiecham się blado, łapiąc oddech.
- Iza , chodź. Zobaczysz dom!
- Już idę - odkrzykuję i po chwili znikam za dębowymi drzwiami.


*


Uśmiecham się do samej siebie, kiedy ostatnia z moich rzeczy ląduje na drewnianych półkach szafy. Zamykam drzwiczki i opieram się o nie z cichym westchnięciem.
- Zmieściło się wszystko? - pyta rozbawiona ciocia na co potakuję głową, uśmiechając się blado.
- Z trudem, ale jednak - siadam na skraju łóżka, wkopując walizki pod łóżko.
Kobieta przechodzi kawałek i zajmuje miejsce obok mnie, gładząc dłonią moje ramię.
- Ciesze się, że postanowiłaś przyjechać do nas na wakacje - zaczyna.
- Mama mnie namówiła - łapię oddech - Miała dość moich planów na spędzenie wakacji śpiąc do późna i leniuchując - śmieje się cicho.
Ciocia uśmiecha się i obejmuje mnie ramieniem, całując w skroń.
- Tutaj na pewno nie będzie ci się nudzić - zapewnia - Jutro albo pojutrze powinien wrócić Marksu, siostrzeniec wujka, który mieszka u nas ze względu na studia.
Marszczę brwi, potakując bezwładnie głową.
- Zobaczysz, jak szybko minie ten miesiąc.


*


Zabieram gruby, wełniany koc z szafki i parujący kubek z malinową herbatą, opuszczając dom. Z uśmiechem, czując miękkość kapci na stopach, przechodzę przez spory ogród, siadając chwilę później w huśtawce. Podnoszę wzrok do góry, obserwując grafitowe niebo i kilka migoczących na nim gwiazd.
Podciągam kolana do klatki piersiowej i biorę spory łyk ciepłego napoju. Sporą część wieczoru spędzam w samotności , huśtając się bezwładnie w przód i w tył. Wzrok bezwładnie wbijam w drzewkach, ledwo wybijających się od ziemi, lekceważąc odgłosy rozmowy i śmiechów, dochodzących z wnętrza domu.
- Iza - słyszę krzyk cioci - Chodź do domu, muszę cię z kimś poznać.
Marszczę brwi, przytakując niechętnie głową. Upijam ostatni łyk chłodnej już herbaty i otulając się szczelniej kocem, kierując w stronę domu. Oblizuję językiem słodkawe wargi, spoglądając po osobach siedzących w salonie.
- Jesteś - uśmiecha się ciocia , podchodząc w moją stronę - Chciałabym wam przedstawić moją bratanicę - obejmuje mnie ramieniem.
Uśmiecham się blado, opierając głową na jej ramieniu , spoglądając po raz pierwszy na siedzącą na skórzanej kanapie parę. Przełykam z trudem ślinę, wpatrując się w bruneta.
- Bardzo miło nam cię poznać - zaczyna blondynka, podnosząc się ze swojego miejsca, wygładzając materiał spódnicy - Jestem Stine - podaje mi dłoń, którą ujmuję.
- Iza - odpowiadam szybko, prostując się.
Blondynka uśmiecha się i odchodzi na bok, robiąc miejsce chłopakowi, który zatrzymuje się przed mną. Niepewnie podnoszę wzrok z wysokości jego ramion, wbijając go w niebieskich tęczówkach.
- Kenneth, miło mi cię poznać Izo - mówi, a ja czuje jakby serce miało wyskoczyć mi za raz z piersi.
- Mi ciebie również - odpowiadam ochrypłym głosem, odkaszlując.
- Dobrze - ciocia klaszcze w dłonie, przerywając tym samym niezręczną ciszę - Usiądźcie, a ja pokroję ciasto. Iza , pomożesz mi?
- Oczywiście - odkładam koc na fotel i ruszam w stronę kuchni, wciąż czując na sobie czyjś wzrok.



Od autorki : Jest i pierwszy rozdział. Wbrew pozorom nie prolog, a właśnie ten rozdział był dla mnie cięższy do napisania i chyba nie do końca wyszedł tak, jak chciałam. Mimo wszystko mam nadzieje, że wam się spodoba. Pozdrawiam ciepło i do następnego :*


piątek, 17 czerwca 2016

Prolog


Przyjaźń to nie słowo ani relacja. To cicha obietnica , która mówi: byłem, jestem i będę przy Tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować.

***


Z niedowierzaniem wsłuchuję się w informację, którą słyszę w radiu. Z trudem udaje mi się utrzymać szklankę z herbatą w dłoni, a oczy same zachodzą łzami. Przełykam z trudem ślinę, kręcąc przecząco głową i powtarzając sobie w myślach, że to niemożliwe.
Uśmiecham się blado, kierując w stronę salonu. Odkładam kubek na szklany stolik, przeglądając internet, aż w końcu na jednym z portali trafiam na podobną informację.
Kamienieję w bezruchu, obserwując fotografię chłopaka na szklanym ekranie, czytając po raz kolejny o tym, co wydarzyło się parę lat wcześniej. Zagryzam wargę , odwracając wzrok. Bardzo dobrze pamiętam, jak mi o tym opowiadał. Ile bólu zawierał jego głos kiedy wspominał każdy dzień z tamtego czasu.
Kręcę głową, chcąc się pozbyć tych wszystkich myśli. Podnoszę się z miejsca, podchodząc do drewnianej komody, z której zabieram swój telefon. Pośpiesznie odszukuję w spisie połączeń pożądany numer, chwilę później wsłuchując się w dźwięk sygnałów jeden, drugi, trzeci...
- Halo?
Przełykam z trudem ślinę, opierając się ramieniem o ścianę przy kominku.
- Markus - wzdycham cicho, zagryzając wargi i opadając na wygniecione miejsce w fotelu - To prawda? - mój głos się łamię.
Przez dłuższą chwilę panuje cisza, której nienawidzę coraz mocniej.
- Tak - odpowiada nagle, tak.
Wciągam powietrze, czując spływające po policzku łzy. Mimo tego co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej, obiecałam sobie, że gdy tylko będzie w potrzebie, nigdy go nie zostawię, że nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobił i kim stał się przez kilka dni, które spędziłam w Norwegii.
- Przylecę jak najszybciej się da - odpowiadam, kierując się w stronę sypialni.
Od razu podchodzę do wielkiej szafy, z której wyciągam podróżną walizkę i rzucam ją na łóżko, po omacku kierując w jej stronę pojedyncze części swojej garderoby.
- Iza , ja nie wiem czy to jest dobry pomysł - wzdycha - On nie chce się z nikim widzieć, nawet...
- Nie kończ - zagryzam skórę policzków - Obiecałam, że nigdy go nie zostawię. Mam zamiar dotrzymać słowa.


*

Mrużę oczy, starając się odszukać w tłumie turystów sylwetki przyjaciela. Uśmiecham się blado na jego widok, pośpiesznie podchodząc w jego stronę. Szatyn odwraca się w połowie mojego kroku, odwzajemniając gest i przenosząc okulary na czubek głowy. Nie czeka na to, aż znajdę się przy nim i pośpiesznie skraca dzielący nas dystans, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Układam dłonie na jego barkach, zamykając oczy.
- Miło cię widzieć, mała - odsuwa się z szerokim uśmiechem.
Marszczę brwi, a wtedy daje mi pstryczek w nos, a co spoglądam na niego przez przymrużone powieki.
- Ile razy Markus? - wzdycham , przeczesując włosy - Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie mówił do mnie, mała?
- Już dobrze - odpowiada poważnie - Nie będę, jedziemy? - pyta, na co przytakuję głową.
Szatyn zabiera moją walizkę i wspólnie kierujemy się w stronę wyjścia z lotniska.



*

Przez dłuższą chwilę wpatruje się w znajomy budynek przez szybę samochodu szatyna. Nie potrafię nawet na moment spokojnie złapać oddechu, nie mówiąc już o wykonaniu gestu ręką, która od dobrej chwili spoczywa na klamce.
Wzdycham ciężko, spuszczając głowę i wbijając mętne spojrzenie w czubku swoich butów. W duchu dziękuję, że Markus się nie odzywa i po raz kolejny nie odciąga mnie od tego pomysłu. Powinnam być tutaj już dawno temu. Powinnam go wspiera tak, jak on to robił kiedy tylko tego potrzebowałam.
- Idę - mówię i w końcu opuszczam czarne audi.
Poprawiam materiał swojego ubrania , zmierzając w stronę domku. Pukam kilka razy w wewnętrzną stronę drzwi, czekając aż ktoś mi otworzy.
Wzdycham zrezygnowana, odwracając się i rozkładając ramiona w stronę siedzącego w samochodzie szatyna. Ostatni raz spoglądam za swoje plecy , ruszając w kierunku samochodu, ale wtedy drzwi się otwierają.
- Iza?
Uśmiecham się blado, odwracając na pięcie i przytakując głową.
- Po co przyszłaś? - pyta, a ja z trudem przełykam ślinę, starając się złapać oddech.
- Obiecałam ci, pamiętasz? - pytam cicho - Obiecałam , że zawsze przy tobie będę, kiedy będziesz tego potrzebował, więc jestem.






Od autorki : Startuje od nowa, mam nadzieje, że ktoś będzie. Przykro mi z powodu tego co stało się Kennethowi, ale mam nadzieje, że wróci szybko i będzie o wiele silniejszy :) Pozdrawiam ciepło i do następnego :*

Obserwatorzy